Jeżdżąc sporo po woj. śląskim nieraz widziałem stojące przy drodze kobiety, młode, starsze, ładne, brzydkie. Łączyło je jedno, wszystkie były wyzywająco ubrane czy też raczej rozebrane i wszystkie z nadzieją patrzyły na nadjeżdżające samochody. Mowa o tzw tirówkach, kobietach sprzedających swoje ciało w najgorszy z możliwych sposób bo byle jak, byle gdzie i za byle jakie pieniądze.
Rozkład "sił" narodowych na polskich drogach wygląda następująco - 60 procent to Bułgarki, 20 procent Ukrainki, 15 procent Rumunki, a reszta - Polki. 20 procent tirówek to seksoholiczki, które mają z tego przyjemność. 80
procent przymusza się do tego z powodów ekonomicznych. Niektóre są
depresyjne, bo nie dość, że mało klientów, to jeszcze wiedzą, że robią
źle. Większość chce z tego wyjść, czuje wstręt do siebie. Mają myśli
samobójcze. Do tego dochodzą alfonsi którzy bez skrupułów biją "podopieczne" jeżeli te zarobią za mało pieniędzy. Niektórzy alfonsi rozkochują w sobie, nieświadome niczego, dziewczyny by później wystawiać je na drogę. Tirówki w Polsce sprzedają się za marne grosze. "Lodzik" w zależności od regionu Polski kosztuje 30-50 zł, stosunek 50-100 zł. Ile one z tego dostają a ile zabiera "opiekun" tego nie wiem.
Większość z tych kobiet pozostawiła u siebie w kraju mężów, dzieci, rodziny. Ich bliscy myślą, że pracują u jakiejś polskiej rodziny przy utrzymaniu domu, że sprzątają, gotują, prasują, zajmują się polskimi dziećmi.
Jak ciężka musi być sytuacja materialna tych kobiet by pchnąć je do tego kroku- sprzedaży własnego ciała ?
źródło zdjęcia - http://i.iplsc.com/nazywane-sa-potocznie-tirowkami-a-dlaczego-nie-kabrioletki/0002CXVEHDEU69S8-C102.jpg