Moje małżeństwo dobiegło końca. Jest jeszcze na papierze ale tylko tam.
Dokładnie pierwszego sierpnia dowiedziałem się że moja żona mnie zdradziła i to tą najgorszą ze zdrad bo zakochała się w kimś, przelała na Niego uczucia...
Podjęliśmy próbę ratowania związku bo Ją kochałem. Obiecała, że zerwie z Nim kontakty. Rozmawiałem z Nim, On się wycofał, zrezygnował. Żona nadal szukała z Nim kontaktów. Kolejne próby nie przynosiły żadnego efektu. Ona po prostu kocha Jego nadal. Prosiłem o rozmowy, prosiłem o to byśmy stworzyli zasady które nam pomogą utrzymać związek, prosiłem o poradnię małżeńską, pomoc psychologiczną. Nie zgodziła się na nic. Tylko dlaczego wyraziła chęć ratowania związku ?
Trzy tygodnie temu On do mnie zadzwonił, porozmawialiśmy. Mówił że ona nadal do Niego pisze.
Wtedy zrozumiałem, że już nam nic nie pomoże. Podjąłem decyzję o wynajęciu mieszkania i złożeniu papierów rozwodowych przez mojego adwokata.
Od tego momentu mam w domu piekło, mieszkanie mam dopiero od 1 grudnia.
Dlaczego Ona nie chce dać mi odejść w spokoju ? Bez codziennych awantur ? Bez szantaży ? Dlaczego ? Przecież mnie nie kocha.
Mogę tylko napisać, że to przykre, że tak się rozsypało. Nic się nie poradzi, czasem po prostu tak się dzieje i koniec. Nic nie daje gwarancji. Ale zawsze jest to smutne i przykre, że się nie udaje. Życzę powodzenia...
OdpowiedzUsuńGrudzień już niebawem. Trzymaj się jakoś.
OdpowiedzUsuńa co do zdrady? Mnie mój facet, z którym byłam 8 lat też zdradził. Co prawda, i na całe szczęście nie był moim mężem, ani nie mieliśmy dzieci. Normalnie, wiesz jego przejażdżki rowerowe, niedzielnym popołudniem, okazały się wizytą u tzw, dziwko-pokojówek. Plus wliczając jedną na trasie. Długo dochodziłam do siebie, a teraz dziękuje losowi, że tak się właśnie stało. Wybaczyłam mu te zdrady, ratowaliśmy związek, byliśmy na terapii, on się leczył, i nic. Kochał mnie, bo przecież się przyznał, żeby to wszystko ratować- tak mówił. Wszystko do czasu, do kłótni, w których nie mogłam mu tego nie wypomnieć, a on był na tyle bezczelny,żeby szantażować mnie, tym, że znowu skorzysta z tych usług?! Nie wiem jak można być takim człowiekiem, i długo się nad tym zastanawiałam.
Po tym jak uderzył mnie dwa razy, postanowiłam odejść, uciekłam w nocy. Potem się zaczęły jego telefony, groźby, znęcanie psychiczne, nachodzenie, policja, długo by wymieniać.
Od tej pory nikomu nie ufam, nabawiłam się okresowej depresji, staram się ogarniać życie w samotności, i czekam, aż w końcu zjadę z górki.
Dzisiaj jestem silniejsza, spokojniejsza, i czasami naprawdę potrafię cieszyć się życiem.
Nie wiem dlaczego Twoja zona tak Cię nęka, nie rozumiem jej, skoro sama wybrała taką drogę? Może zwraca na siebie Twoją uwagę, może jednak coś do Ciebie czuje...nigdy nic nie wiadomo.
Pamiętaj tylko, że coś się kończy, żeby mogło się zacząć coś nowego. A to coś nowego może być zajebiste:) i tego się trzymajmy:) byle do grudnia:) teraz już tylko Twojego:)
Ktosiu nawet nie wiem co napisać... trzymaj się i oby sytuacja rozwiązała się... szybko... powodzenia życzę... pozdrawiam cieplutko...
OdpowiedzUsuńWiem coś o tym, bo u mnie też takie piekiełko się zaczęło od momentu złożenia pozwu. Było ciężko. Straszenie, popychanie... Koszmar. Nawet nie chcę tego wspominać. Ale sam rozwód przebiegł szybko i sprawnie. Obecnie (po ponad 7 latach) jest nawet w porządku, normalnie rozmawiamy, nawet w wakacje był u mnie ze swoją żoną na kawie. A jego żona to kochanka sprzed lat, która w niewyszukany sposób informowała mnie przez telefon co mu właśnie zrobiła. Ale czas leczy rany, zaciera ślady. Dla dobra dziecka zapomina się o tym co złe.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki. Tulę do serducha. Będzie dobrze. Tylko to wytrzymaj. :)
Smutne. Sama jestem kobietą, ale czasem naprawdę nie rozumiem postępowania innych kobiet... Podejrzewam, że ona sama nie wie, czemu tak się zachowuje. Trzymaj się, grudzień tuż-tuż! :)
OdpowiedzUsuńKurde, też nie czaję. Bezsensu. Trzymaj się cieplutko...
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać ...
OdpowiedzUsuńnie mam podstaw, żeby uważać, że to co tu piszesz nie jest prawdą.
ps. jesli szantażuje to widocznie boi się utraty czegoś. nie Kogoś, czegoś, może chodzi o pieniądze.
Przykro mi:( Brak słów poprostu...
OdpowiedzUsuńzagubiona
To chyba pierwszy tak bardzo prywatny wpis. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się. Nie będę pisać jakie to smutne i przykre, bo to Ci teraz nie potrzebne.
OdpowiedzUsuńPytasz czemu nie pozwala Ci odejść? Może dlatego, że została odrzucona przez kochanka, Ty też odchodzisz i została z niczym więc ima się tego czego jeszcze może, frustracji, złości i poczucia straty? Nie tłumaczę, ale każde z Was na pewno to bardzo przeżywa. Ułoży się Ci życie na nowo to bardziej niż pewne.
Trzymaj się
Przeżyłam to 2.5 roku temu...Znam problem. Znam ból. Wiem jak się można czuć. Wiem, że proces dojścia do siebie długo trwa. Wszystko niestety wiem...Wszystkiego doświadczyłam ;(
OdpowiedzUsuńWspółczuję.
OdpowiedzUsuńWiem co przezywasz.. z drugiej strony wiem to znaczy ale tym bardziej współczuję.
i życze powodzenia-dasz radę!!
Coś się kończy coś zaczyna. Miłość to słowo, które rodzi się pomiędzy dwoma osobami.Jak jedna się wypali, to oznacza to koniec. Jest Ci ciężko, to na pewno, ale może to nie było to? nie znam całej historii, trudno mi powiedzieć, ale chcę tylko powiedzieć, że ja wierzę w to, że jeśli są takie sytuacje a jest ich wiele to oznacza to, że gdzieś czeka na Ciebie Twoja prawdziwa miłość, a ja wierzę w to, że każdy taką ma. pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNa takie pytania nie ma prostych i jednoznacznych odpowiedzi, niestety.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Wam oboje. Ty cierpisz, ale ona też. Ty dałeś z siebie wszystko, żeby ratować małżeństwo. Ona nie potrafiła tego tak po prostu wziąć i docenić, bo jest totalnie zagubiona w plątaninie swoich emocji.
CZAS pomoże Wam obojgu.
Wszystkiego dobrego, z całego serca.
M.
"Współczuję Wam OBOJGU" - powinnam napisać. Ale pisałam ten komentarz pod wpływem pewnych emocji... i właściwa forma mi umknęła.
UsuńTrzymam kciuki, wspieram...
Nominowałam Cię do Liebster Award Blog:) pytania znajdziesz u mnie:)
OdpowiedzUsuńTy już na swoim mieszkaniu, prawda? Czy mogę zapytać, co dalej u Ciebie?
OdpowiedzUsuńNiestety nie dogadałem się z właścicielką mieszkania które miałem zarezerwowane. Nie wyraziła zgody abym zamieszkał razem z moim pieskiem.
UsuńKolejne mieszkania oglądam w piątek i sobotę. Mam nadzieję, że już ostatnie.
Co dalej ? Dalej trzeba żyć :)
Pewnie, że trzeba. 3mam kciuki!
UsuńPrzede wszystkim musielibyśmy się napić z tej okazji ;-). Cóż Ci mogę powiedzieć... Stary czasem lepiej się rozwieść niż męczyć!
OdpowiedzUsuńOdsapnij, stań na nogi, poświęć trochę czasu dla siebie i tego co lubisz robić, a na co nie miałeś czasu i znajdź sobie nową "przytulankę" ;-)
Najlepszym lekarstwem na rozwalony związek jest ... nowy związek. Trzymaj się, łepetyna do góry, ciesz się życiem - ZNOWU MOŻESZ :-D
Ciężka sprawa. Szkoda że tak się sprawy potoczyły... U mnie (niestety) historia wyglądała podobnie, z wielkim trudem, ale jakoś pomału człowiek się z tego bagna wygrzebuje, niestety rysa pozostanie na całe życie i relacje pewnie nie będą już takie jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło i bądź dzielny! Życzę ci żebyś niebawem poczuł się znów szczęśliwy.